-9.8 C
Oslo
wtorek, 23 kwietnia, 2024
motty_kredyty norweskie

Zanika klasa robotnicza w Norwegii – zastępują ją imigranci

Kryzys pandemiczny unaocznił Norwegom fakt, że są w ogromnej mierze uzależnieni od zagranicznych pracowników. Brak lotów, ograniczone możliwości wjazdu do krainy fiordów, kontrole i restrykcje – wszystko to skutecznie uniemożliwia swobodną migrację siły roboczej. A Norwegom pracować w niektórych branżach po prostu się nie opłaca.

Rzut oka na dane statystyczne

Według danych SSB w Norwegii w 2020 roku było 790 497 imigrantów. W 2019 największy odsetek przyjezdnych zdecydował się przekroczyć granice krainy fiordów w wyniku poszukiwania źródła zarobków – aż 16 077 osób. W dalszej kolejności znajduje się kolejno – przyjazd do rodziny (12 474), uchodźstwo (4 340) oraz edukacja (4 175).

Według 78% Norwegów imigranci mają pozytywny wpływ na norweskie życie zawodowe. 

Imigranci stanowią wobec powyższego ogromną siłę na norweskim rynku pracy. Ich brak, spowodowany globalnym kryzysem epidemicznym, dobitnie uzmysłowił Norwegom, że ich pola, stocznie oraz place budowy są w ogromnej mierze uzależnione od importowanej siły roboczej.

Jak najwięcej, jak najmniejszym kosztem

Imigranci zasilają głównie szeregi przemysłu rybnego, stoczniowego oraz rolnictwa i budownictwa. Tym samym bardzo często zastępują oni rodzimą siłę roboczą Norwegii, która zaczyna zanikać. 

Dla przedsiębiorców taka sytuacja jest wręcz na rękę – imigranci najczęściej przyjeżdżają ze z góry obranym celem zarobku. Ponadto firmy dostrzegły z czasem, że przyjezdny potrafi pracować nieraz o wiele dłużej i za nieporównywalnie mniejszą stawkę niż Norweg.

Plany mobilizacji bezrobotnych Norwegów

“Narodowa katastrofa” rozpoczęła się dokładnie w styczniu 2021 roku, w wyniku decyzji premier Erny Solberg o zamknięciu norweskich granic. Norwegia została w dużej mierze odcięta od pracowników zza granicy, zwłaszcza sezonowych. Odczuł to przede wszystkim przemysł rybny, ponieważ pracownicy przylatujący najczęściej z Europy Wschodniej nie byli w stanie pracować podczas corocznego sezonu dorsza. Zabrakło także dużej części siły roboczej z Wietnamu, która zasila głównie szeregi rolnictwa. 

W kryzysowym zrywie Odd Emil Ingebrigtsen, minister rybołówstwa, zaczął zachęcać bezrobotnych Norwegów do podjęcia pracy w przemyśle rybnym. Plany nie do końca udało się wcielić w życie – wielu Norwegów, pomimo chęci pracy, nie otrzymało takiej możliwości. Powodem okazała się, według źródła NRK, niechęć Norwegów do nauczania swoich rodaków takich rzeczy, jak szybkie pakowanie ryb do wysyłki albo zabijanie dorsza oraz ich zbyt wysokie kwalifikacje.

Ponadto dla wielu z nich praca w przemyśle jest po prostu nieopłacalna. Niekiedy zasiłki dla bezrobotnych potrafią być o wiele wyższe od pensji uzbieranej w pracy w rybołówstwie.

Brak imigrantów otworzył oczy

Jak napisał komentator Bjørgulv Braanen w Klassekampen  – „Jeśli z kryzysu koronawirusa wyszło coś pozytywnego, to to, że pracownicy, którzy wprawiają koła w ruch, stali się bardziej widoczni dla opinii publicznej”. Dodał także, że – „Ludzie z Polski i Litwy to dobrzy pracownicy, ale to nie ich wyjątkowe umiejętności w zakresie krojenia ryb skłaniają pracodawców do przyjęcia ich do pracy w norweskim przemyśle rybnym”.

Obecnie trwają plany umożliwienia przekroczenia granicy imigrantom, którzy są niezbędni dla funkcjonowania norweskiej gospodarki, o czym pisaliśmy niedawno.

- Polecamy -