Atrakcja, która pojawiła się niedawno w umiejscowionym na Lofotach Kabelvåg, może wprawić w zakłopotanie niejednego podróżnika podziwiającego pobliskie lasy. Pewien artysta wpadł bowiem na pomysł, aby wyrzeźbić w osamotnionym drzewie, mającego 1,7 metra wysokości… fallusa.
Jak do tego doszło?
Leśna ozdoba umiejscowiona została przy głównej drodze, na zboczu wzgórza, na którym znajduje się również miejsce piknikowe. Osobliwa rzeźba znajduje się na punkcie widokowym, z którego rozpościera się piękna panorama na Hamarøy, lecz prawdę mówiąc, to nie ona jest w tym miejscu główną atrakcją.
Za całym zamieszaniem stoi Even Bie Larsen, norweski artysta, który mieszka w Kabelvåg od 30 lat. Norweg na pomysł rzeźby wpadł zupełnie przypadkowo podczas oczyszczania wraz ze znajomym lasu.
Gdy po pracy postanowili wspólnie usiąść na ławce i wypić kawę, artysta dostrzegł osamotniony konar, który kształtem, jak sam powiedział w rozmowie z NRK, przypominał mu męskie przyrodzenie.
Tak narodził się pomysł niecodziennej rzeźby, która wieńczy wzgórze na Lofotach. Artysta jest zdania, że falliczne kształty od zawsze były obecne w sztuce większości kręgów kulturowych, gdzie najczęściej utożsamia się je z płodnością.
MOTTY. WIĘKSZA SZANSA NA KREDYT
Co na to władze?
Drewniany fallus cieszy się coraz większą popularnością i już zdołał przyczynić się do wzrostu turystyki w tym regionie.
Władzom miasta osobliwa rzeźba także przypadła do gustu i nie mają nic przeciwko, żeby została, ponieważ jej obecność nie łamie żadnego oficjalnego prawa.
Jak powiedział w rozmowie z NRK burmistrz gminy Vågan, Frank Johnsen – „Myślę, że to zabawny wkład w różnorodny świat sztuki, który mamy i nowa atrakcja w gminie”.
Sam artysta, spod którego piły wyszła rzeźba, ma ogromną nadzieję, że dzieło przetrwa. Zwłaszcza, że jak dotąd zbiera ono wiele pozytywnych opinii.